… i poddałabym się przed kolejnym wyzwaniem Lift Summer Crafts.
W sobotę złożyła mnie gorączka i przetrzymała do poniedziałku, potem pół wtorku w szpitalu. A do tego wczoraj jakieś siły nieczyste zakosiły mi Internet i oddały dopiero dzisiaj wieczorem.
Mimo tego udało mi się coś tam wydziergać według załączonej mapki.
Miał to być naszyjnik… już widziałam oczyma wyobraźni, jak pięknie zieleni się wielki wisior, a przy nim dyndają koralikowe sznury. Z powodu braku sił zrezygnowałam na rzecz bransoletki. Ale i tu się przeceniłam, więc skończyłam na broszce. Jest duża i optymistycznie zielona, a do tego niedoskonała jak ja. Ale i tak się cieszę, głównie dlatego, iż po raz kolejny udowodniłam sobie, że można pokonać słabości. To pierwszy wyszywany koralikowy twór w mojej karierze, a do tego dziergany na dwie ręce i cztery łapy. Moje małe kocię z szaleńczą radością wskakiwało mi na tackę z koralikami, próbowało odgryźć nitkę i korzystało z każdej okazji kiedy siadałam przy robótce, by mi pomóc w jej nieskończeniu. Nic to jednak, bo skończyłam… ufff.
Hania
26 lutego 2014 at 19:13
Broszka przepiękna,pudełko śliczne.
Hania
Małgorzata Chrobak
19 lipca 2013 at 13:28
Cuda, cuda i jeszcze raz cuda:) Aż brak mi słów:) Pozdrawiam:)
Kejti
19 lipca 2013 at 12:49
piękna!!!