Coś się kończy, żeby mogło się zacząć coś innego. Każdy z nas potrzebuje zmian i na mnie też chyba przyszła pora. W związku z tym zapraszam w niebieskości mojego nowego bloga .
„Jeszcze jemioła, jemioła…
… zaśmiała się u stoła,
Więc się zda pod nią gęby dać.
Jezusie, Jezusie,
trza plamy na obrusie prać!
Aż kolęda ścichnie ton,
Święta, święta i już po i już po.”
Słowa świątecznej piosenki Skaldów towarzyszyły mi cały przedświąteczny czas. Święta, święta i już po..
Przed świętami niewiele czasu miałam na ucieczkę od rzeczywistości. Dziś nadrabiam zaległości i buszuję w sieci.
Przy okazji pokażę część tego, co w okresie przedświątecznym powstało.
Kartki „bombki”
Kartki – drzwi
Kartki pozostałe
Kartka „Pop-Up Box” dla wychowawczyni syna
I jeszcze jedna dla szkolnego trenera piłki nożnej
A na koniec, tak dla odmiany, filcowe etuje stołowe na sztućce
Na dzisiaj tyle. Reszta niebawem 🙂
To już tydzień minął…
Tak, cały tydzień minął od mini zlotu na południu. Jak ja lubię takie ucieczki w swoje przyjemności, spotkania z osobami, które tak jak ja wyrywają się od czasu do czasu z wirtualnego świata forum, by razem i w miłej atmosferze bawić się sztuką.
Tym razem była to Pszczyna. Na oko fajne miasteczko. Piszę „na oko” bo właściwie poznałam je tylko rzucając okiem tu i tam, przejeżdżając między kamieniczkami z prędkością światła (musiałyśmy zdążyć do sklepu papierniczego tuż przed zamknięciem). Udało mi się jednak wstąpić na chwilę na dziedziniec zamkowy, pogłaskać lwa i zamienić dwa słowa z Daisy.
Przy okazji porwałam liść platanu, który naturalnie bardzo się prosił o porwanie.
Gospodyni spotkania Grażynka – Gagawi oddała nam do twórczej dyspozycji cały wielki pokój, co zresztą dobrze wykorzystałyśmy. Skutkiem czego wszelkie przywiezione dobro rozsiało się niczym perz po podłodze. Tu i ówdzie ktoś zasiadał grzebiąc namiętnie w pudełkach, pojemnikach, koszykach…
Dobrze, że Pan Mąż Grażynki ewakuował się na czas tego spotkania, bo znając życie nie byłby w stanie przeżyć wszechogarniającego szaleństwa. Zresztą jego wzrok utkwiony w ilość bagaży przywleczonych przez wszystkie „artystki” zdradzał narastający niepokój. Cóż, zdjęcia artystycznego nieładu nie będzie – nie będziemy się kompromitować 😉
Ale żeby nie było tak, że tylko bałagan i nic poza tym… było twórczo, a nawet bomb(k)owo. Jolasia i Ewa ujeżdżały kręcioły z obłędem w oczach (swoją drogą mają zdrowie), reszta szła w klimaty świąteczne tudzież zimowe tudzież w misie. Olcia cichaczem składała zaproszenia.
Zapomniałam napisać kto się wziął i zjechał: Gagawi – wiadomo gospodyni, która wspaniale nas ugościła (na jej muślinowe kluski śląskie, pieczeń wołową i pasztet Mamusi pojechałabym w ciemno), a także (alfabetycznie) Ewa61, Jolasia, Marzena, Olcia i Whisky1972, no i ja rzecz jasna. Duchem, choć w zasadzie zmaterializowanym była z nami Kejti w postaci nalewki kawowej.
Towarzystwa dotrzymywała papuga o imieniu nadal mi nie do końca znanym, bo Ewa ciągle je myliła. Mniejsza o to… z papugiem (bo to facet) nie dogadałam się, chociaż pociągał ze mną z jednego kieliszka. Patrzył tylko na mnie wzrokiem z podtekstem „odejdź!”.
To było niezwykle inspirujące i twórcze spotkanie. Jak nigdy owocnie spędziłam te dwa dni, właściwie to jeden dzień i dwa wieczory.
Oto dzieła wiekopomne z Pszczyny rodem:
– szal na rękach dziergany
Fajne to było spotkanie 🙂
I to na razie musi Wam wystarczyć… ziewam przeraźliwie i zimno mi jakoś tak. Najwyższy już czas oddalić się w poduchy. Pa!